Mali alergicy, czyli dieta matki karmiącej

Po porodzie kobieta bezskutecznie próbuje się dowiedzieć, co może jeść, żeby nie zaszkodzić dziecku. Lista produktów zabronionych jest długa i znajdziemy na niej praktycznie wszystko. Po zapoznaniu się z nią, można dojść do wniosku, że trzeba żyć o wodzie i chlebie – i to też nie byle jakim! Bo musi być bezglutenowy, bez ziaren ale nie biały itp… A jak wygląda to w praktyce? W praktyce wygląda to tak, że nie ma czegoś takiego jak lista produktów zakazanych. Każde dziecko jest inne i ma inną tolerancję pokarmową. Po wyjściu ze szpitala przez pierwsze dwa, trzy dni warto odżywiać się ziemniakami, marchewką i jabłkami. Z mięsa polecam mięso królicze, a tłuszcze tylko roślinne. To rzeczy najmniej uczulające. Jeśli test wypadł pozytywnie, można rozszerzać dietę. Powoli – o jeden, maksymalnie dwa składniki dziennie, ale praktycznie o wszystko. Nie jest wskazane spożywanie wszystkiego na co mamy ochotę, gdyż ciężko będzie później zlokalizować alergizujący produkt. Po spożyciu nowego dodatku bacznie obserwujmy dziecko pod względem wysypek skórnych, opuchlizny lub nawet lekkiej gorączki. W większości przypadków reakcje rozpoczynają się od twarzy. W tym momencie musimy powrócić do diety sprzed dnia i ponownie sprawdzić reakcję. Jeśli niepokojący objaw nie powtórzy się – mamy naszego winowajcę. Znane są przypadki dzieci w ogóle nietolerujących mięsa, natomiast nie mają nic przeciwko zajadaniu się przez mamę czekoladą. Nie polecam oczywiście takiej diety, ale kawałek czegoś słodkiego raz na jakiś czas nie spowoduje zawalenia się świata. Jeśli okaże się, że dziecko jest uczulone na produkt, który uwielbialiśmy i bez którego nie możemy się obyć – nie łam się. Alergie pokarmowe często samoistnie przechodzą wraz z wiekiem dziecka. Co jakieś trzy miesiące możesz próbować ponownie podać konfliktowy składnik.